ZNAJDŹ W PROGRAMIE

Wracam na klawiaturę

04/08/2011

 

Sławę, pieniądze i sukces już na swoim koncie ma. O tym, co dalej z jego życiem i twórczością rozmawiamy z Leszkiem Możdżerem. Głos Dwubrzeża: Możdżer – twórca wszechstronny. Muzyka filmowa, jazz, pianistyka, hip-hop, czy nawet współpraca z zespołem Behemoth. Jest jeszcze jakaś obszar muzyki, w której Leszek Możdżer chciałby zaistnieć?

Leszek Możdżer: Chciałbym cały czas istnieć przede wszystkim na klawiaturze, to mnie najbardziej interesuje. Najbliższe lata swojego życia poświęcę na to, żeby cały czas rozwijać swoje umiejętności poruszania się po fortepianie. To jest coś, co interesuje mnie najbardziej. Po tych wszystkich wizytach w różnych muzycznych światach, stwierdziłem, że jednak wracam na klawiaturę. Będę się powoli wycofywał ze współpracy z artystami różnych gatunków muzycznych. Chciałbym skoncentrować się po prostu na fortepianie i wyciągnąć z niego wszystkie subtelności.

Czy to oznacza koniec współpracy z kompozytorem Janem A.P. Kaczmarkiem?


L.M.: Będę się bardziej koncentrował na własnej twórczości. Oczywiście Jana Kaczmarka bardzo lubię i szanuję i jeśli będzie mu naprawdę zależało, to pojawię się na sesji. Natomiast nie ukrywam, że będę stopniowo ograniczał podobne działania, aby skupić się na pianistyce i komponowaniu.

Obraca się Pan w kręgu wirtuozów fortepianu. Takim na pewno był Krzysztof Komeda – jeden z najwspanialszych polskich kompozytorów. Można powiedzieć, że Możdżer utożsamił się już z polską spuścizną jazzową?

L.M.: Oczywiście. Mam świadomość, że jestem Polakiem, że jestem częścią tego całego organizmu o nazwie „Polish Jazz”. I to, co się w polskim jazzie wydarzyło, jest dla mnie bardzo ważne. Będę do tego nawiązywał.

Precyzja muzyki filmowej i swoboda jazzu. Pozorne sprzeczności. Podczas komponowania trudno łączyć to w jedną całość.

L.M.: W ogóle nie dzielę muzyki na gatunki. Jedna rzecz jest wspólna: improwizacja, czyli konieczność przetrwania. To jest w jazzie na pierwszym planie, ale również w montażu i kompozycjach filmowych. Ta umiejętność improwizacji jest konieczna i wydaje mi się, że łączy wszystkie rodzaje twórczości.

No więc jak? Zostajemy w Kazimierzu i oglądamy filmy?

L.M.: Niestety nie mogę, jutro jadę na koncert do Łodzi. Później też gdzieś wyjeżdżam. Przedwczoraj grałem w Norwegii, wcześniej miksowałem w Krakowie, przedtem znowu byłem za granicą, nawet nie pamiętam gdzie. Trochę mi się już mylą moje terminy.

Na spotkaniu słyszeliśmy, że Możdżer słucha Możdżera. I próbuje w nim odnaleźć siebie…

L.M.: Słuchanie swoich kompozycji z jednej strony powoduje, że widzi się w nich braki. Kompozycja jest tworem zamkniętym i nie można nic w niej zmienić. Ja natomiast miałem na myśli to, że słucham swoich płyt, w których improwizuję, gram na fortepianie. To jest analiza swojego własnego języka muzycznego, który jest językiem improwizacji. Przy każdym następnym wejściu do studia bądź na scenę mogę jeszcze dokonać niewielkich modyfikacji. Dlatego właśnie słucham nagrań, aby zobaczyć, co jeszcze mogę zmienić na lepsze.

 

Rozmawiali: Dawid Rydzek i Sebastian Smoliński
fot. Tomasz Stokowski