ZNAJDŹ W PROGRAMIE

MOC.DOC – nowa nadzieja filmu

05/08/2011

 

Na prośbę widzów odbył się ponowny pokaz mockumentu „Jeszcze żyję”, bardzo ciepło przyjętego na festiwalu. Co sprawia, że chcemy oglądać fikcję udającą rzeczywistość? Na to pytania próbuje odpowiedzieć dr Maciej Nowicki.

 

Głos Dwubrzeża: Czemu zawdzięczamy obecną popularność mockumentaries?

MACIEJ NOWICKI: Przyglądamy się obecnie przesytowi form dokumentalnych. Zawsze, kiedy jakaś forma jest już dojrzała, popularna, ważna społecznie zaczyna się ruch wchodzenia na metapoziom. Od parodii, przez pastisz, trawestację po dekonstrukcję. Od dekady mówi się o renesansie dokumentu. To mniej więcej pokrywa się też ze wzmożonym zainteresowaniem fałszywym dokumentem, aczkolwiek tego typu projekty, czasem bardzo radykalne, powstają dopiero od lat 60.


Skoro mówimy o wyczerpaniu gatunku dokumentu i fabuły, jak w takim razie wyglądają perspektywy rozwoju mockumentaries? To dosyć anarchistyczny gatunek, znoszący wszelkie zasady.

M.N.: Myślę, że klasyczny mock ma ograniczone perspektywy rozwoju, ale jego potencjał krytyczny nie jest jeszcze wykorzystany. Paradoksalnie jeden z wcześniejszych mockumentaries, „Dzienniki Davida Holtzmana” był najbardziej radykalnym uderzeniem w roszczenia dokumentu do przedstawiania rzeczywistości. Natomiast później ten potencjał jest rzadko wykorzystywany, to bardzo często są po prostu żarty. Kolejna sprawa to fakt, że wyczerpanie fabuły jest jeszcze większe niż dokumentu. Zabrzmi to jak komunał, ale dziś najciekawiej jest między gatunkami. Mockumentary jest jednym z gatunków pogranicza. Wydaje mi się, że czysty mock będzie rzadziej powstawał, natomiast różne sposoby łączenia fikcji z dokumentem to ogromne pole eksploracji. Myślę, że ten obszar będzie najciekawszy w kinie w ogóle, czy też staje się taki już teraz.

Czy możemy mówić o celu powstawania mockumentaries? O ile „Jeszcze żyję” stara się nabrać ludzi, to „Zapomniane srebro” jest już raczej puszczeniem oka do widza.

M.N.: To też ważna kwestia. Jeżeli się przeanalizuje większą liczbę takich filmów, a także przeczyta nieliczne, ale istniejące teksty krytyczne, to okazuje się, że celem mockumentary jest żart z publiczności, widz ma się nabrać. W przypadku „Zapomnianego srebra”, wydaje się to absurdalne, odbiorcy jednak się nabrali. W związku z tym reakcja na ten film była pełna oburzenia. Jeżeli chodzi o film „Jeszcze żyję”, tutaj niewątpliwie chodziło o taki żart z publiczności. To jest też mock, który pokazuje, że przedmiotem obróbki parodystycznej nie musi być sam dokument. Poprzez inspiracje dokumentem, mock może podjąć szerokie rozważania o faktyczności, roli mediów i społecznie kształtowanym wizerunku. W przypadku „Jeszcze żyję” chodziło właśnie o wizerunek. Myślę, że doskonale zdawali sobie sprawę, że po wyjawieniu całej mistyfikacji część osób będzie myślała, że to jednak były prawdziwe zdarzenia, którym teraz bohater pragnie zaprzeczyć.

Powinniśmy takie produkcje wprowadzać jako mockumenty, czy ich status powinien być raczej niejasny?

M.N.: Grzegorz Pacek po projekcji swojego filmu powiedział, że poinformować widza o fałszywości produkcji, to pewnego rodzaju spoiler. Świadomość tego, że mamy do czynienia z takim żartem pozwala publiczności na uruchomienie potencjału krytycznego, który się w mockumencie kryje, na uczestniczenie w procesie oglądania takiego filmu jako parodii. Inaczej to widz czuje się nabrany i jego reakcją może być złość. W rzeczywistości zresztą tak chyba jest – jeśli to ma być tylko żart z publiczności to jest to żart płytki. Jeśli się go zrobi dobrze, naprawdę dobrze, to czemu publiczność ma wiedzieć, że to żart i co jest w tym śmiesznego. Jeżeli się wie, że gra się z pewną konwencją i z pewnym właśnie zestawem naprawdę bardzo silnie zakorzenionych społecznie mitów np. spokojny, chłodny głos lektora objaśnia nam świat, jak on właśnie wygląda, czy zdjęcia „z ręki”, jeszcze z krzywego kąta, to wygląda to niezwykle autentycznie, niemal na gorącym uczynku. Konwencji jest tych naprawdę wiele. Mockument jest jedną z nieczęstych form, które pozwalają na zakwestionowanie oczywistości, tego że to, co nam się podaje jako prawdę, jest rzeczywiście prawdą przez duże “P”.

 

Rozmawiali: Dawid Rydzek i Sebastian Smoliński